Zdrowie

Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz. (Jan Kochanowski)

Zakładam, że skoro odwiedziłaś moją stronę, której przewodnią myślą jest hipnoza, to w jakimś stopniu jesteś otwarta na dosyć nietypowe podejście do rozwiązywania problemów. Także takich problemów jakim jest brak zdrowia.

Postanowiłem podzielić się z Tobą moim przekonaniem na temat: Od czego zależy nasze zdrowie.

Oczywiście nie podlega dyskusji, że styl życia, higiena, stres i w ogóle to, jak o nasze zdrowie dbamy na co dzień, ma ogromny wpływ na jego jakość.

Zaznaczyć chcę, że wszystko, co tutaj jest napisane jest tylko i wyłącznie moją własną percepcją. Powiedziałbym, że nie tylko wierzę w to o czym piszę, ale jestem o tym wręcz bardzo głęboko przekonany. Nie zamierzam jednak ani sprzeczać się z kimkolwiek, ani też udowadniać nikomu moich teorii. Chcę tylko podzielić się tym, co w moim przypadku i w przypadku osób z którymi pracowałem i pracuję, odniosło już pozytywne efekty.

Możesz nazwać to zwykłymi przypadkami, a ja wcale się o to nie pogniewam, ponieważ nie posiadam żadnego dowodu na prawdziwość tych zjawisk, które miały miejsce i które były następstwem konkretnej pracy nad sobą.

Zdrowie tracimy na różne sposoby. Bywa też, że już chorzy przychodzimy na świat.  Nauka medyczna w bardzo wielu przypadkach potrafi wytłumaczyć co jest przyczyną konkretnej choroby, nawet jeśli ta choroba jest wrodzona.  Można dokładnie śledzić proces rozwoju człowieka na niemalże każdym etapie jego życia     i analizować zjawiska zachodzące w organizmie.  Dzięki temu można przewidywać najbardziej prawdopodobne następstwa i w razie potrzeby przeciwdziałać ich ewentualnym skutkom.

Tak się dzieje, ponieważ żyjemy w cywilizowanym, rozwiniętym świecie, który opiera swoją wiedzę na konkretnych, namacalnych, racjonalnych dowodach i dzięki nim, dzięki wielu badaniom i doświadczeniom, łatwiej jest nam to rozumieć i bardzo dużo dziś już wiemy.

Jednak gdy choroba dotyczy nas bezpośrednio, to mimo, że rozumiemy jak funkcjonuje nasze ciało, to i tak zadajemy sobie dręczące pytanie: Dlaczego spotkało to akurat mnie? Dlaczego te wszystkie patologiczne zjawiska, które logicznie można wytłumaczyć, upatrzyły sobie właśnie moje ciało?

Ateista będzie tłumaczył, że to przypadek, a wierzący powie, że to wola Boża.

Kto ma rację? – Niewiadomo.

Nie licz na to, że ja ci odpowiem. Jedyne co mogę zrobić, to rzucić światło na ten problem z zupełnie innej strony. Strony, której z pewnością bym nie poznał, gdybym nie zajął się hipnozą.

Gdy podzielę się z tobą moimi przekonaniami, wtedy ty będziesz mogła porównać je ze swoimi, a także będziesz mogła skonfrontować to ze swoją wiarą. Wówczas, być może, sama odpowiesz sobie na pytanie: Dlaczego to właśnie TY?

Nieprzypadkowo poruszyłem temat wiary, bo kto wie, czy właśnie nie tam powinnaś szukać odpowiedzi na to pytanie. Odpowiedzi, a co za tym idzie, przede wszystkim- rozwiązania. Może teraz zaprzeczasz, bo uważasz się za osobę niewierzącą i pomyślałaś sobie, że niepotrzebnie poruszam ten temat. Albo odwrotnie: jesteś osobą bardzo wierzącą i na zasadzie:  to są wszystko Boskie plany i nie mi się nad tym zastanawiać.

Uważam jednak, że jest to bardzo ważne, bo od naszej wiary zależy praktycznie wszystko. A swoją drogą nie ma osób niewierzących. Każdy z nas jest wierzący. Każdy! Nawet najbardziej zatwardziały ateista jest wierzący. Ateista wierzy, że Bóg nie istnieje! To właśnie jest jego wiara.

Wróćmy jednak do zdrowia.

Naprawdę nie ma sensu liczyć na to, że wyzdrowiejesz, jeśli lekarz, któremu ty ufasz, mówi ci, że twoja choroba jest nieuleczalna. Ktoś, (w tym przypadku lekarz), zbudował w tobie wiarę opartą na jego wiedzy, na jego przekonaniach, na jego doswiadczeniach, a ty tę wiarę przyjęłaś i zaakceptowałaś.

A to przecież twoje życie! Poddałaś się już czy jeszcze chcesz walczyć? A czym chcesz walczyć, skoro autorytet lekarza i przedstawiane przez środowisko medyczne statystyki już dawno cię rozbroiły? Jesteś bezbronna. Nie masz tarczy, nie masz broni, jesteś wręcz naga! Wiesz co posiadasz? Posiadasz jedynie nadzieję. Słabą, ułudną nadzieję, która tylko cię mami, a ty liczysz, że jeszcze coś się wydarzy. Coś poza tobą, coś na wzór jakiegoś cudu. 

A wierzysz w cuda? Bo ja nie. Ja wierzę, że to, co inni chętnie okrzykują cudem, jest konsekwencją wiary. Ale nie wiary w Boga, lecz wiary oczywistej. Czyli absolutnego przekonania które nie pozwala zwątpić, nie pozwala wmówić sobie, że coś jest niemożliwe. Takie cudowne wydarzenie jest wypadkową naszych myśli, naszych uczuć, przekonań, naszych decyzji podjętych, wyrażanych emocji, a nawet wypowiadanych słów. Bo tylko taka wiara tak olbrzymią posiada w sobie Siłę!

… wstań i idź, twoja wiara cię uzdrowiła…  Łk 17-19

…według wiary waszej niech wam się stanie…  Mt 9-29

… przejrzałeś, twoja wiara cię uzdrowiła…  Łk 18-42

Choć chętnie powołuję się na cytaty z Ewangelii, wcale nie mam zamiaru przekonywać cię do jakiejkolwiek religii. Ani mi to w głowie! Wiara i religia to dwie różne rzeczy. Ponadto uważam, że religia jest tu absolutnie zbędna. Co nie znaczy, że nie warto zagłębić się w sens wypowiedzianych i zapisanych dawno temu słów.

Przede wszystkim nie taką wiarę mam na myśli, lecz wiarę, która jest absolutnym przekonaniem. Wiara, która z religią nie ma zupełnie nic wspólnego! Jestem przekonyny, że właśnie o takiej wierze opowiadał Jezus.

Jeszcze raz powtórzę: wszystko czego doświadczasz jest spójne z tobą! Twój los, to twoje emocje, twoje uczucia, myśli, doświadczenia, decyzje, twój strach, wątpliwości, determinacja, zaangażowanie, mentalne nastawienie, pragnienie…                                To, co świadomie akceptujesz, staje się elementem twojego podświadomego programu. Jesteś ciałem i myślą. Jesteś świadomością jak i nieświadomością. Nic nie dzieje się poza tobą, bez konsekwencji tego, co sama zrobiłaś specjalnie, czy niespecjalnie, celowo, lub nie, świadomie, a jakże często zupełnie nieświadomie.

Nie znam chorej osoby, która powiedziałaby, że jest zadowolona ze swojej choroby. Każdy chory, chciałby być zdrowym, to nie ulega wątpliwości. Choć i owszem, bardzo często choroba niesie ze sobą różne korzyści, z których osoba chora nawet nie zdaje sobie sprawy. Czerpanie zaś korzyści z choroby jest wodą na młyn dla podświadomości i dzieje się to naprawdę bardzo często.

Pewnie myślisz – co to za bzdury?! Korzyść z cierpienia?!

Otóż to wcale nie są bzdury.

Zwrócenie uwagi rodziny na siebie, inne, łagodne traktowanie przez najbliższych, wyręczanie z obowiązków, mniejsza ilość godzin w pracy, dłuższe urlopy, renta, zniżki i inne socjalne przywileje, darmowe kuracje, sanatoria, a to związane jest często z wyjazdami, czasem z rozrywką… nie wszyscy to lubią, ale są i tacy którzy tylko czekają na taki wyjazd, który nie byłby możliwy, gdyby np. nie przysługujące sanatorium, czyli: gdyby nie choroba.

To, i wiele innych przykładów, to wszystko są korzyści których podświadomość potrafi mocno się trzymać. I o tym powinno się wiedzieć,

Nie jestem lekarzem, nie znam się na procesach zachodzących nieustannie wewnątrz organizmu, tym bardziej o leczeniu nie mam pojęcia. Ale nie trzeba się znać, by wiedzieć, że także medycyna akademicka nie na wszystkim się zna.

Chylę czoła do samej ziemi przed lekarzami medycyny ratunkowej i transplantacyjnej! Oni naprawdę potrafią dokonywać cudów. Mają ogromną wiedzę, są lekarzami z powołania, są wspaniali, są wyjątkowi, są prawdziwymi bohaterami! Jednak zupełnie inaczej to wygląda w przypadkach chorób przewlekłych. Tutaj postęp się zatrzymał. Moim zdaniem celowo.

Oczywiste jest, że pacjent wyleczony, czyli pacjent zdrowy, przestaje być pacjentem. A to oznacza, że taka osoba staje się nieatrakcyjna dla koncernów farmaceutycznych. To dlatego głównie leczy się objawy chorób, zwalcza się ich symptomy, ale nie leczy się ich przyczyn. Nie wierzę, by w dzisiejszych czasach, przy tak wysoko rozwiniętej technologii i wiedzy medycznej, nie można było dotrzeć do przyczyn chorób przewlekłych i usunąć je raz na zawsze.

Dlaczego więc tak się nie dzieje? Dlatego, że nie ma w tym żadnego interesu. Służba Zdrowia zamienia się w służbę podtrzymywania choroby. Opłaca się prowadzić zaawansowane badania, które co jakiś czas ogłaszają przełom w leczeniu, lecz po niedługim czasie, nie wiedząc czemu, szum medialny cichnie i pojawiają się kolejne, przełomowe odkrycia medycyny. I biznes się kręci. To jest tajemnica poliszynela i nie mam ochoty w ten temat dalej wchodzić, bo nie tym chciałem się z tobą podzielić.

Tak jak założyłem na początku, czytasz to, ponieważ jesteś otwarta na nietypowe podejście do rozwiązywania problemów. To dobrze, bo zawsze trzeba szukać innych rozwiązań,szczególnie wtedy, gdy te, które do tej pory stosujesz, nie działają.                 Masz problem, bo cierpisz na przewlekłą chorobę i mimo że trzymasz się ściśle zaleceń lekarza, to i tak systematycznie poruszasz się po równi pochyłej w dół.

Z każdym rokiem jest coraz gorzej, jesteś coraz słabsza i na coraz mniej cię stać. Niewiadomo co jest przyczyną twojej choroby, a nawet jeśli jest wiadomo, to i tak nie zmienia faktu, że nie ma na to lekarstwa, a ty czujesz się coraz gorzej. Jedyne co możesz w tej sytuacji zrobić to pogodzić się z tym, lub nie. A to, czy pogodzisz się czy nie, ma dla ciebie decydujące znaczenie.

Jeśli pogodziłaś się z tym co mówi lekarz, jeśli uwierzyłaś, że twoja choroba jest nieuleczalna, to jak myślisz, jesteś w stanie to zmienić? No właśnie! I tu jest pies pogrzebany!                                                                                                      Oczywiście, że nie jesteś w stanie tego zmienić, bo co mówił Jezus? Według wiary twojej jest ci dane!  A ty przecież już to uwierzyłaś! Ty wiesz, że twoja choroba jest nieuleczalna i rozumiesz, że wyleczyć się jej nie da! O co więc ci chodzi? Po co robisz sobie jeszcze jakąś nadzieję?

A co powiesz na te słowa?

Mądrzy wiedzieli, że czegoś nie da się zrobić, ale przyszedł taki jeden, który o tym nie wiedział i on to właśnie zrobił.  (Albert Einstein)

Chciałbym abyś przez chwilę się zastanowiła.

Czy to, co nazywasz nadzieją, jest naprawdę choćby w najmniejszym stopniu obiecujące?

Skoro lekarz tobie mówi, że tej choroby nie można wyleczyć, że nie ma takiego lekarstwa, że nie zanotowano jeszcze ani jednego przypadku wyleczenia, to czy naprawdę masz jeszcze jakieś podstawy do tego by łudzić się nadzieją? Na czym ją opierasz?  Na tym, co nie istnieje? A może na modlitwie? Modlisz się i prosisz o zdrowie? Liczysz na cud?

Z jednej strony liczysz na cud, ale z drugiej strony i tak rozumiesz, że choroba cały czas postępuje i bynajmniej nie zapowiada się cudownie. Lekarstwa przecież nie ma.

Nie zrozum mnie źle! Naprawdę nie chcę cię jeszcze bardziej zdołować! Chcę tylko zwrócić twoją uwagę na taki mały drobiazg jakim jest twoje przekonanie. Przecież ty sama wierzysz, że nie wyzdrowiejesz! Owszem, nadzieję jakąś tam masz, ale i tak wiesz, że ta nadzieja jest bardzo słaba. Gdzieś tam dopuszczasz myśl, że być może będziesz pierwszym zanotowanym (lub i nie) przypadkiem wyzdrowienia, którego medycyna akademicka logicznie nie potrafi wytłumaczyć, ale nie oszukujmy się, to jest bardzo słabe i ty to wiesz.

Gdyby tak można było postawić na przeciwko siebie i skonfrontować ze sobą dwa twoje uczucia dotyczące sytuacji w jakiej się znajdujesz. Uczucie zwycięstwa nad chorobą i uczucie porażki. Jak myślisz, które uczucie byłoby dominujące?                                                               To, co podpowiada ci twój rozsądny umysł jest twoją wiarą. Rozumiesz teraz dlaczego diagnozy lekarzy się sprawdzają?

Przytoczę przykład Miltona Ericksona, psychiatry i hipnoterapeuty, który w wieku siedemnastu lat bardzo poważnie zachorował na Polio. Bardzo szybko doznał paraliżu całego ciała i mógł poruszać jedynie gałkami ocznymi. Jego stan zdrowia stale się pogarszał i proces ten był nie do zatrzymania. Pewnej krytycznej nocy usłyszał dochodzący z korytarza głos lekarza, który oznajmiał jego matce, że syn nie dożyje poranka.

Młody Erickson nie zaakceptował tej wiadomości. Postanowił… (dosłownie: POSTANOWIŁ),  że dożyje wschodu słońca. Uwieżył z całym swoim przekonaniem, że gdy ujrzy światło dnia, będzie to oznaczało, że to, co powiedział lekarz jest nieprawdą. A skoro jest nieprawdą, to także wszystko inne co powiedział lekarz, także jest nieprawdą. 

Tak też się stało. To była jego najdłuższa noc w życiu. W końcu się doczekał, ujrzał wschodzące słońce i poczuł się jak zwycięzca. Dla niego samego była to przede wszystkim niesamowicie ważna lekcja życia, która pozwoliła mu zrozumieć jak ogromna siła drzemie w ludzkim umyśle.

Erickson zaczął intensywne ćwiczenia polegające głównie na przywoływaniu „cielesnych wspomnień” aktywności mięśni swojego ciała. Koncentrował się na partiach swoich mięśni i z czasem zaczął powoli odzyskiwać kontrolę nad swoim ciałem, a także nad mową. Odzyskał kontrolę w rękach, czucie w nogach i zaczął normalnie mówić. Po roku ciężkich ćwiczeń, podjął naukę na studiach medycznych.

Wiesz czym różnisz się od Ericksona?

Tym że Erickson nie uwierzył, że choroba go pokona, nie zgodził się z opinią lekarza i nie pogodził się z jego śmiertelnie poważną diagnozą. Mimo, że była naukowo uzasadniona.      A ty, w przeciwieństie do niego, uwierzyłaś, że chorujesz na coś, co jest nieuleczalne.

A co macie ze sobą wspólnego?

To, że ty i Erickson jesteście takimi samymi ludźmi!

I to jest dobra wiadomość dla ciebie:

Erickson, podobnie jak ty, długo nie wierzył, że wygra z chorobą i dlatego choroba konsekwentnie postępowała. Wierzył lekarzom, którzy nie potrafili mu pomóc i czuł się coraz gorzej. Pewnie jak każdy chory trzymał się nadziei, że może… ale to było zdecydowanie za mało. Przegrywał z każdym dniem, aż nadeszła ta przełomowa noc, w której coś w nim pękło i odwróciło bieg wydarzeń.

Człowiek musi wybierać i (…) nie wolno mu się godzić na swój los  (Paulo Coelho)

Ty masz , póki co, tylko nadzieję. Dobre i to, ale przyznasz, że potrzebujesz czegoś znacznie więcej.

Tak naprawdę nadzieja jest czymś pozytywnym, ale nadzieja sama w sobie jest za słaba w takich przypadkach jak twój. Nadziei można się trzymać gdy spieszysz się na pociąg i liczysz, że zdążysz. Albo, że deszcz nie spadnie i nie zmokniesz, albo, że twoja ulubiona drużyna wygra mecz. Wtedy jest ok. Jednak w twoim przypadku, żeby wygrać z chorobą, potrzebujesz znacznie więcej niż tylko nadziei. Ty musisz w to uwierzyć! To ma się stać twoim absolutnym przekonaniem!

Myślisz sobie – tak, łatwo ci mówić, bo jesteś zdrowy.

Masz rację, jestem zdrowy…. ale czy łatwo mi mówić? Nie jest mi łatwo, bo wiem jak ty to odbierasz i jak odbierają to inni. Dla wielu się ośmieszam, dla innych kompromituję… ale chcę o tym mówić, chcę o tym pisać, bo to co przekazuję innym, wcale tak mi się tylko nie wydaje. Może dziesięciu mnie nie posłucha, wyśmieje shejtuje mnie, ale może ta jedna osoba, może właśnie ty, weźmiesz to sobie do serca, przemyślisz moje słowa i choćby dla ciebie tylko, dla ciebie tej jednej, jedynej osoby, warto mi o tym pisać.

Ja to wiem, ty w to wszystko nie wierzysz. Doświadczam tego w pracy z ludźmi w hipnozie. Zgadzam się, że bardzo trudno jest przekonać podświadomość do nowego zachowania, ale hipnoza jest w tym przypadku bardzo pomocna. Tylko ty sama tego zechciej. Nie licz na cud, na to, że ja, czy inny hipnotyzer załatwi sprawę za ciebie. To ty masz pracować nad sobą, bo to ty masz swoją, a nie moją podświadomość przekonać.

Przekonać o tym, że niemożliwe stanie się możliwym. Nie licz też na to, że pstryknę palcami, a ty juz będziesz zdrowa. Hiponoza jest w tym bardzo pomocna, ale jeśli ze sceptyzmem i z powątpiewaniem do tego podejdziesz, to nic się nie zmieni. Podświadomość jest leniwa i gdy tylko wyczuje, że ty świadomie dajesz sobie możliwość porażki, na pewno to wykorzysta.

Na każdy problem jest rozwiązanie. Na każdą chorobę jest sposób. Tak długo, jak długo będziesz wierzyć, że twoja choroba jest nieuleczalna, lub śmiertelna, tak długo jak długo autorytet lekarza będzie ci to przekonanie podtrzymywał, a niczego w zamian od niego nie otrzymasz, tak długo będziesz podążała tylko w jednym, wiadomym tobie kierunku.

Ja nie potrafię leczyć, ale znam lekarzy, którzy mają ogromną wiedzę medyczną, wiedzę internistyczną i im, podobnie jak mi, bardzo zależy, by nieść ludziom pomoc. Lekarze z prawdziwego zdarzenia, przed którymi chylę czoła, którzy w prawdzie nie pracują już w szpitalnych oddziałach, ale doskonale to środowisko znają.

To są lekarze, którzy wiedzą jak radzić sobie z chorobami przewlekłymi. Rozumieją, że zdrowie zależy od pracy wszystkich żywych komórek. Wiedzą, jakie reakcje biochemiczne w nich zachodzą i co musi się wydarzyć, by te reakcje we właściwy sposób mogły zachodzić.

Swiatowa Organizacja Zdrowia (WHO) podpisuje się pod zdaniem: ORGANIZM NIE WYTWARZA ANI JEDNEGO MINERAŁU.  To oznacza, że spożywanie właściewego pokarmu jest konieczne dla utrzymania prawidłowej homeostazy całego organizmu. Niestety dziś zdrowa żywność nie istnieje, bo stała się produkcją masową. Do tego dochodzi stres i to, w co wierzymy. Efektem psychosomatycznym tego jest stan naszego zdrowia. 

Chcę cię wzmocnić mentalnie, chcę twoją słabą nadzieję zamienić na silną wiarę, na absolutne przekonanie, że ci się uda. Uda ci się, jeśli zmienisz w sobie to, co do tej pory nie przyniosło oczekiwanego efektu i nie daje ci żadnej alternatywy. Uda ci się, jeśli weźmiesz swoje życie we własne ręce.

…On zaś im rzekł: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze:         -przesuń się stąd tam!- , a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was….  Mt 17-20

Póki co, twoja wiara nie jest nawet tak duża jak maleńkie ziarenko gorczycy… Ale nie martw się, dopóki żyjesz, nic nie jest przesądzone! Ja też cały czas uczę się takiej wiary.

Jeśli nie czytałeś jeszcze Prawa Przyciągania na mojej stronie, koniecznie to zrób i zacznij jak najszybciej działać!

Mam wybór: mogę być ofiarą losu, lub poszukiwaczem przygód wyruszającym po skarb. Wszystko zależy od tego, jak będę postrzegał własne życie  (Paulo Coelho)

Bądźmy w kontakcie

Zadzwoń, zadaj mi pytanie już teraz!